Przede mną spore wyzwanie i nie chodzi mi tu o wyzwanie zawodowe, a takie typowo codzienne. Wydaje mi się, że przy tym, co mnie nie długo czeka, obowiązki zawodowe asystentki handlowej to pikuś.
Otóż, moja ukochana córeczka za miesiąc kończy rok i w związku z tym czas wziąć się za przygotowanie jakiejś super imprezki. Wiem, że będzie ciężko, bo gości będzie co niemiara, a do tego połowa mojej rodziny to ludzie niebywale wymagający, którzy jeśli coś im się nie spodoba nie zostawią na mnie suchej nitki. No taka trafiła mi się rodzina i nic na to nie poradzę. Dobrze, że przynajmniej „strona” męża jest normalna i im zawsze wszystko pasuje, byle było co zjeść i czym popić (nie mówię tu o wodzie, kawie czy sokach).
Roczek Róży musi być przygotowany co najmniej tak, jakby zjawić się miała na nim sama królowa angielska. Musi być wszystko perfekcyjne, dobrze dobrane i nie mogę zaliczyć żadnej wpadki. Ocenie poddane będzie wszystko: od poziomu wysprzątania domu, przez dekoracje, jedzenie i zabawy, aż po zachowanie córki i innych dzieci (jakbym miała na to jakiś wpływ). Z jednej strony chcę przygotować takie przyjęcie urodzinowe córeczce, że pójdzie im w pięty. Z drugiej, mam ochotę zignorować moją napuszoną rodzinkę i zrobić luźną imprezę z papierowymi naczyniami i daniami przywiezionymi przez catering.