Moja praca asystenta jest przede wszystkim pracą siedzącą, przy wypełnianiu której niezbędny mi jest telefon, komputer i notatnik. Wszystko dlatego, że w zatrudniającej mnie chorzowskiej firmie pracuję na stanowisku asystenta handlowego dla klientów anglojęzycznych. Przez osiem godzin codziennej pracy nasłucham się więcej angielskiego niż polskiego, dlatego po powrocie do domu natychmiast włączam telewizor, by nacieszyć się piękną polską mową płynącą do mnie zza szklanego ekranu.
Całe życie słyszałam o tym, że to Polacy są narodem malkontentów, którzy narzekają na wszystko, co możliwe, i którym nic się nie podoba. Po dwóch latach w zawodzie asystenta mam prawo wypowiedzieć się na ten temat i argumentować, że Polacy wcale nie są tacy najgorsi. Uwierzcie mi, że klienci anglojęzyczni potrafią się dać mi we znaki równie mocno, a nawet i bardziej niż obywatele naszego kraju. Bariera językowa, jaką często trzeba przekraczać, jest niekiedy tak wysoka, że umiejętne skomunikowanie się z klientem jest bardzo trudne. OK, obsługuję klientów anglojęzycznych, tyle, że ci klienci często pochodzą z jakichś krajów, w których język angielski nie jest ich urzędowym, a wyuczony w szkole język Wysp Brytyjskich pozostawia bardzo wiele do życzenia, asystent handlowy Chorzów. Komunikacja z takimi klientami jest bardzo trudna i stresująca, przez co może prowadzić do wielu negatywnych emocji i niezadowolenia.
Dodaj komentarz