Niedawno moja koleżanka zapytała mnie co kupiłam sobie za pierwszą pensję w zawodzie asystentki handlowej i o dziwo, to pytanie nie wydało mi się dziwne, a zupełnie naturalne. Wielu moich znajomych, ciesząc się ze zdobycia zatrudnienia postanawia przeznaczyć pierwszą pensję na jakąś nagrodę dla siebie – nagrodę za wytrzymanie procesu rekrutacyjnego i jego wygranie. Jeden z moich kolegów informatyków, po zdobyciu posady programisty kupił sobie na przykład nowy telefon dotykowy, na który wydał dwa tysiące złotych. Mógł sobie na to pozwolić, bo jego miesięczna pensja wynosi 8 tysięcy brutto.
Ja nie operowałam takimi środkami, a nawet gdyby moja pierwsza pensja była wyższa niż 3 tysiące złotych, to i tak nie wydałabym więcej niż zaplanowane 500 zł. 500 zł wydawało mi się dobrą nagrodą za trud włożony w znalezienie pracy – pół tysiąca to kwota, za którą można kupić parę ciekawych rzeczy, a jednocześnie nie można z nią zbytnio zaszaleć, asystent handlowy Tychy.
Jak można się spodziewać, jako stuprocentowa kobieta całą swoją nagrodę wydałam na różnego rodzaju ciuszki, fatałaszki i kosmetyki. Nie chciałam kupować jednej, bardzo drogiej rzeczy, a wolałam dysponowaną kwotę rozbić na kilka mniejszych, by jak najbardziej nacieszyć się z nowych zakupów. Nie pamiętam co dokładnie wtedy kupiłam, ale kojarzę, że jednym z zakupów była nowa suszarka do włosów, która służy mi po dziś dzień.
Dodaj komentarz